Unusual_dwarf 47 Napisano 30 Styczeń 2013 Shorah. Wrzucam tu po raz pierwszy swoje opowiadanie, ale samo w sobie nie jest początkowym. Wolałem zostawić na razie Szare piekło (przewodnią książkę), bo moim zdaniem jest zbyt cenne (dla mnie), aby je teraz kaleczyć moim pisaniem, które, jak na razie leży i kwiczy. "Sen" będzie dla mnie ćwiczeniem i małym wyzwaniem. Będę na nim ćwiczył interpunkcję, zapis dialogów (które swoją drogą muszą być ciekawe), historię, opis świata, uczuć itp. ________________________ Blask księżyca w pełni odbijał się na jego źrenicy, która była otoczona błękitno-żółtą tęczówką. W końcu zakryła go ciężka, nocna chmura. Oderwał wzrok od lśniącego na biało satelity Ziemi i położył się wygodnie w wielkim łóżku. Przykrył się żółtą, puszystą kołdrą i zamknął oczy. Minęło niewiele czasu i zapadł w głęboki sen, którego zdawało się nic nie wyrwać równowagi, nawet sowy huczące z dworu. Światło przedostawało się przez mrok. Czerń przechodziła powoli w szarość, z domieszką żółci. W końcu otworzył oczy, ale zamiast ujrzeć przed sobą światła miasta, których się spodziewał zobaczył latające w powietrzu latarnie. Kierowca był mu nieznaną osobą, ale nie to zdziwiło go najbardziej. Raczej to, że podłoże, po którym jechali nie istniało. Pod nimi, przed nimi i wokół nich majaczyła czerń. Nagle, jakby przypomniał sobie o oczywistej rzeczy podniósł rękę i zatkał palcami nos. Mógł oddychać. Ten skrawek snu znowu został wyryty w pamięci, zawsze uwielbiał to uczucie. Odzyskał pełną świadomość. Otoczenie powoli się zmieniało, wedle jego woli. Przed chłopakiem widniała wielka wieża, która ginęła wysoko w jasnych chmurach. Pogoda zmieniała się niesamowicie szybko, aż w końcu zajaśniało małe, czerwone słońce, przykryte niewielkimi, białymi chmurami. Atmosfera przybrała zielonkawy kolor, a na niebie pojawiały się duże, czarne i szare ptaki, które rozpinały swoje ogromne skrzydła. Ziemia pojawiła się natychmiast i formowały się małe pagórki. Zielona, niska trawa, oświetlona blaskiem słońca chwiała się na ciepłym i przyjemnym wietrze. Powietrze było bardzo przejrzyste i w oddali dało się zauważyć ogromny zagajnik, który rozciągał się na cały widnokrąg. Za nim majaczyły ośnieżone góry. Chłopak uśmiechnął się, zadowolony ze swojego dzieła i postąpił w stronę wieży. Była zbudowana z ciemnych, ceglanych kamieni, które równo ułożone pięły się w górę, aby zniknąć za chmurami. W niewielkich odstępach były widoczne małe otwory bez szyb. Drewniane drzwi były nadzwyczaj małe, ale wystarczyła jedna myśl, aby powiększyły się do rozmiarów chłopaka. Otworzyły się przed nim i wstąpił do okrągłej sali z kafelkową, białą posadzką i niebieskim, misternym dywanem, który miał kształt koła. Ściany otaczały cztery półokrągłe, duże regały na księgi. Było ich mnóstwo, wszystkie równo ułożone, barwne i niezakurzone, czekały aż ktoś je przeczyta. Chłopak jednak zmierzał do środka wieży, która miała trzydzieści metrów średnicy. Znajdowała się tam niewielka platforma z panelem, który posiadał kilka przycisków i dźwignię. W górę pięły się stalowe pręty, po których miała wjeżdżać platforma. Była otoczona jedynie wysokimi barierkami. Odsunął zasuwkę i wszedł do środka. Gdy znalazł się w niewielkiej windzie zamknął za sobą metalową barierkę i odwrócił się w stronę panelu. Migotały tam niebieskie przyciski, każdy miał jakiś podpis na metalu. Po prawej stronie skrzynki wystawała mała dźwignia. Gdy spojrzał się w górę, zobaczył jedynie mgłę, która przysłaniała mu dalszy widok. Pociągnął za dźwignię i winda uniosła go w przestworza. W miarę, jak wspinał się do góry, pojawiało się coraz więcej okien, przez co mógł dokładnie podziwiać piękne, ogromne chmury i zielonkawe niebo. Nagle wieża zakrzywiła się na bok i winda pojechała poziomo. Chłopak jednak nie spadł z niej, tylko spokojnie stał i podziwiał chmury za oknami. W końcu dotarł do większej, metalowej platformy, na którą zszedł i odesłał windę z powrotem. Wieża teraz ciągnęła się poziomo. Nie miała żadnej podpory, trzymała się w powietrzu, pokonując prawa grawitacji. Chłopak podszedł do ściany, w której pojawił się otwór, a za nim kamienny balkon. Na szerokich poręczach stały duże donice z niebieskimi kwiatami. Można było stąd zauważyć nasadę wieży, która pięła się wysoko w górę, aż w końcu skręcała w prawo i znikała za horyzontem, ponad górami. Było stąd widać wielki step i cały krajobraz, który go otaczał. Z ziemi zaczęły wyrastać ogromne kwiaty, niektóre miały nawet pięć metrów wysokości. Łąka zapełniła się barwną paletą kolorowych płatków, gdzie nie gdzie wyrastały też drzewa ze lśniącymi, czystymi owocami. Nagle wszystko zapełniło się wszechogarniającą czernią. Chłopak zmrużył oczy przed promieniami słonecznymi, które przedostawały się przez niebieskie zasłony. Znowu do szkoły, pomyślał niechętnie, wpatrując się w plecak leżący w kącie pokoju. Wykonawszy wszystkie poranne czynności, ubrał się, zarzucił plecak na ramiona i wyszedł na świeże powietrze. Rozmyślał nad tym od wczorajszego południa. Wydawało mu się, że zrozumiał, a dzisiejszy sen to potwierdzał. Wiedział oczywiście - był panem i władcą w swoim śnie. Mógł zrobić, co mu się żywnie podoba. Ale wiedział też, że potrafi podtrzymać to na dłużej... Musi tylko znaleźć jakiś fundament. Tylko gdzie on się znajduje? Szedł, wlokąc za sobą ponure myśli o szkole, aż dotarł do jej ceglanych murów. Ma nadzieje, że Jacek przybędzie dzisiaj, bo miał mu wiele do opowiedzenia. - W końcu przyszedłeś, Marek! - ktoś za nim wykrzyknął. Gdy chłopak się odwrócił, zobaczył przed sobą Jacka. - Chyba ja powinienem to powiedzieć do ciebie - powiedział Marek ze zdziwioną miną. Jacek zrobił tylko zdziwioną minę, ale zaraz się rozchmurzył i podszedł do przyjaciela. - Jak idą sny? - zapytał z uśmiechem. - Na przerwie tobie wytłumaczę, a teraz chodź, bo za chwilę lekcja się zaczyna. Po nużącej dla Marka lekcji biologii, w końcu doczekali się upragnionej przerwy. Znaleźli dla siebie pustą ławkę i zaczęli rozmawiać: - No, więc zaczynaj - mruknął Jacek. - Uważam, że wszystkie sny muszą mieć... swoiste miejsce zapisu. Nie mogą ulatywać na zawsze, ale nie mam pojęcia, gdzie szukać tych fundamentów. - Marek zrobił krótką pauzę i po chwili kontynuował. - To tak, jak próbujemy sobie wbić do głowy testy rzeczywistości. Myśl o tym lata po głowie, aż trafia do punktu, w którym zostaje odczytana. W ten sposób przypominamy sobie różne rzeczy, a rozpamiętywanie o nich, wprawia myśl w większy lub szybszy ruch. Nadążasz? - Chyba tak. Ale co chcesz w ten sposób osiągnąć? - Chciałbym stworzyć senny świat, do którego można by wracać, co noc. Nie stwarzać czegoś na podobieństwo, tylko wejść do tego samego snu. Może mógłbym się czegoś więcej dowiedzieć? - Brzmi ciekawie. - Przytaknął Jacek, po czym podniósł się z ławki. - Poczekaj chwilę, muszę się o coś spytać nauczyciela. Marek został sam na sam ze swoimi myślami. Nie mógł sobie jednak cały czas tym zaprzątać głowy, więc poszedł rozmawiać z innymi kolegami. Dzień w szkole mijał normalnie jak zawsze, czyli monotonnie i nudno. W domu Marek mógł pograć trochę na konsoli, potem odrobić lekcje i w swoim pokoju znowu się zastanowić nad planem na dzisiejszy wieczór. Około osiemnastej wyszedł z domu i zerwał dużą, pachnącą szyszkę, pomagając sobie kijem. Zastanowił się chwilę, po czym wziął jeszcze dwie mniejsze i wrócił do domu. Posklejał i przywiązał szyszki w nieładzie, ale najważniejsze było to, że się trzymają. Potem jeden koniec sznurka mocno przywiązał do lampy, wiszącej nad jego łóżkiem. Upewnił się, że nie spadną mu w nocy na głowę i zostawił je, kładąc się spać. Woń drzew iglastych powinna pomóc mu bardziej się skupić na wyobrażeniu sobie sennego światu. Pomoże też w odzyskaniu świadomości. Zamknął oczy i szybko zapadł w głęboki sen. Pomyślał jeszcze ostatni raz: Przypomnę sobie zapach igieł i drzew. Nie wiedział, kiedy dokładnie to nastąpiło, ale nagle znalazł się w małej kamiennej altance. Wokół roztaczał się wielki las iglasty. To dlatego, że nad nim wisiała szyszka, a więc test został zdany pomyślnie. - Uśmiechnął się do siebie. Gdzieś w oddali, między drzewami, spod ziemi wyrosło kamienne, lekko zniszczone wejście do podziemi. Markowi nic nie przychodziło na myśl, więc nie mogło się tak samoistnie pojawić. Tak samo jak ten rosły mężczyzna, który stał przed nim i patrzył się również w stronę zabudowy. - Kim jesteś? - spytał zaskoczony Marek. - Chyba ja się powinienem spytać ciebie. - Uśmiechnął się obcy, nie odrywając wzroku od wejścia do ruin. - Ale wiesz... Chyba mógłbyś się na coś przydać. Marek nie słuchał, co obcy ma do powiedzenia. Chciał go usunąć ze snu. Na nic jednak to się nie zdało. Wzleciał w powietrze i poczuł przyjemny, chłodny wiatr na twarzy. Mężczyzna w dole zrobił rozdziawioną minę i wytrzeszczonymi oczami wpatrywał się w chłopca. Powoli zaczynał się rozpływać. Marek wylądował na ziemi i zaczął się zastanawiać, dlaczego nieznajomy zniknął dopiero, kiedy on wzleciał w górę? I skąd pojawił się tak niekontrolowanie? Chyba jeszcze nie umiem wszystkiego, pomyślał zażenowany chłopak. Denerwujący, niematerialny przekaz myślowy wciąż jednak trwał. - Od kilku miesięcy kopię tunele, aby zdobyć bardzo cenny kruszec, który nazwałem jatynem. W świetle lamp migoczących wewnątrz kopalni powinieneś dostrzec pobłyskujące fioletowe klejnoty. Wiem, że tam są, ponieważ niedawno wykopałem ich niewielką ilość, ale na pewno w głębi skały, musi ich być o wiele więcej. Widziałem twoje niezwykłe moce, więc może i z tym sobie poradzisz - Zaśmiał się, po czym kontynuował. - Kilof znajdziesz w środku, w prawym korytarzu. Marek posegregował sobie swoje przemyślenia spoza snu. Jeżeli znajduje się w jego umyśle niespodziewany twór, to powinien dotrzeć do jego korzeni. Najprostszym sposobem będzie chyba wykonanie zadania, które mu przeznaczył. Chłopak zbliżał się pewnym krokiem do kopalni, targając mokrą trawę i małe zaspy śniegu, który połyskiwał przez promienie słoneczne przedostające się między koronami drzew. Przeważały tu sosny i świerki, a ich zapach wyczuwał niesamowicie, jakby stał obok nich. Te odczucia dawały mu szyszki i kilka igieł, które miał nad sobą. Spojrzał się w górę, ale tam było tylko błękitne niebo bez żadnej chmury. Zbliżając się do kopalni, wyczuwał ją każdym sennym zmysłem. Duchota, wychodząca z wnętrza, dosięgała go już przy wejściu, które stanowiły belki, tworzące prostokątny, duży otwór w pagórku. Nagła wypukłość terenu wyglądała co najmniej dziwnie, bo las rozpościerał się niemalże płasko w polu widzenia. W którąkolwiek stronę by nie patrzeć, widać na końcu mgłę, która zasnuwała horyzont, między wysokimi drzewami. Marek szybko to zmienił - wszędzie wyrastały wielkie połacie mchów i krzaków, mniejsze i większe kamienie i niewielkie wzniesienia terenu. Zadowolony przekroczył próg kopalni. Odczuwał tutaj cieplejszą temperaturę, ale wiedział, że to jedynie wyobrażenie, którego nie odczuwa poza snem. Na wykopanych ścianach korytarza, w odstępach mniej więcej dwudziestu metrów, porozwieszane były pochodnie. Nie wiedział, dlaczego, ale gdy patrzył się w otchłań, gdzie znajdowało się rozwidlenie korytarzy, to czuł lekki strach. Nie mógł pozwolić na to, żeby jego koszmary "wykopały" go ze snu. A dokładniej jego świadomość, przez którą mógł władać nad tym światem. Słyszał szepty, białe cienie, który posuwały się korytarzami. Widział ich na wskroś, czasami przez ściany. Wzrok mu się wytężył, a przerażenie wciąż rosło. Szybko sprawił, żeby więcej promieni słonecznych przedostawało się do kopalni i w porę mógł zobaczyć to, co go niepokoiło. Futrzasty, mały stwór z żółtymi i okrągłymi oczami wpatrywał się w niego. Marek nie widział ust zwierza, ale był niemal pewien, że na jego niewielkiej twarzy gości złośliwy uśmiech. - No dalej, chłopcze, nie ociągaj się. - Mężczyzna znalazł się obok niego. - Jak sobie życzysz Jerkusn - z uśmiechem na twarzy odpowiedział Marek. Imię mógł nadać mu dowolne, w końcu to jego twór wyobraźni. Zrobił krok w głąb korytarza i opanowała go ciemność. Marek spoglądał podejrzliwie na starszą kobietę, która przechodziła powoli przez pasy na jezdni. Samochody stały po obu stronach drogi i trąbiły zawzięcie, aby przyspieszyć ten proces, jednak w niczym nie pomagały babuni. Przeniósł wzrok na światła. Czerwone. Czy nie powinno czasem świecić się niebieskie? Podszedł do długiej limuzyny, która także brała udział w akcji trąbienia na starszą kobietę. Przyciemniana szyba odsunęła się, gdy chłopak podszedł bliżej. - Przepraszam, ale... - Zamilkł, widząc fioletowe światło dla pieszych. Ruch jaki wykonał był mechaniczny, wyuczony i dobrze mu znany. Palce zacisnęły się na jego nosie. Spłynęła na niego fala radości, odzyskał świadomość. Biała, długa limuzyna wciąż stała przed nim na drodze i trąbiła wraz z innymi autami. Niezrażony Marek otworzył szerokie, lśniące drzwi i wskoczył do pojazdu. Równie białe, skórzane fotele sprawiały wrażenie, jakby zostały umyte przed jego przybyciem. Skrzynia biegów miała dziwny kształt, a na niej samej liczby nie układały się w logiczną całość. Pulpit za kierownicą też pozostawał dla niego tajemnicą - widniały niezrozumiałe wzory i migały różne światełka. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
kanzol 14 Napisano 30 Styczeń 2013 Nie czytałem, lecz odemnie tyle: Dużo Dużo sie napisałeś ;) Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Unusual_dwarf 47 Napisano 30 Styczeń 2013 Toż to tylko 2000 słów. Ja chcę zrobić z tego książkę. Mam opowiadanie, które ma 5000 słów, ale to pisałem na j. polski i już skończyłem. Szare piekło też chcę rozpisać na książkę, ale na razie zostawiam ten projekt. Więc jedyne, co teraz kontynuuję to "Sen". Spoko, i tak myślę, że nikt nie będzie chciał czytać... Może jednak, ktoś? Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
MineBlock Hlolek 13 Napisano 31 Styczeń 2013 Fajne opowiadanie, jak wydasz książkę to spojrzę na nią ;) Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Unusual_dwarf 47 Napisano 31 Styczeń 2013 Dzięki MineBlock Hlolek. Sen jest tekstem, na którym ćwiczę pisanie, więc nie wiem czy nadawałby się... W ogóle, aby wydać książkę musiałbym dużo pracować nad pisarstwem, zresztą muszę być starszy (przynajmniej pełnoletni). :) Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach